środa, 25 lutego 2015

Jabłkowy zawrót głowy

Cieszę się, że podoba Wam się mój szalik z poprzedniego postu :) Nie spodziewałam się tylu miłych słów ;)
Dziś dla odmiany przybywam z czymś nieco innym... ;)

Naszła Cię ochota na coś niezobowiązująco słodkiego, a jednocześnie zdrowego? Spieszę z pomocą, przynosząc przepis na nadziewane jabłka z piekarnika :) :)



Na dwie porcje otrzebujemy:
- 2 jabłka, dość duże, kwaskowe
- ok. 50 g twarożku
- garść orzechów (dowolnych)
- czubata łyżka łuskanego słonecznika
- łyżka siemienia lnianego
- łyżka rodzynek
- odrobina miodu
- można dodać trochę cynamonu

Rodzynki zalewamy wrzątkiem, odstawiamy.
Jabłka przekrawamy około 1,5 cm od góry. Wydrążamy środek (tylko nie za głęboko!).
W misce mieszamy ze sobą twarożek, orzechy, siemię, słonecznik i odsączone rodzynki. Słodzimy do smaku miodem (lub innym słodzidłem). Napełniamy tym jabłka tak, żeby odrobinę wychodziło poza krawędź. Przykrywamy odciętą częścią, lekko dociskając.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni Celsjusza przez około 30 minut.

Ja swoje jabłuszka polałam jeszcze odrobiną syropu karmelowego - pycha! ;)

Macie jakieś pomysły, czym można by jeszcze nadziać takie jabłka? :)




Apples with curd cheese, sunflower seeds, flaxseed, nuts, raisins and honey baked in oven - yummy! ;)

niedziela, 22 lutego 2015

Szal robiony na rękach

Z jakiegoś powodu (którym zapewne jest mój bałagan w folderach...) umknęły mi zdjęcia szala zrobionego daaaawno temu, bo jesienią. Więc nadrabiam!
Zafascynowana dzierganiem przy pomocy samych rąk, przetrząsnęłam internet i trafiłam na mnóstwo instrukcji. Koniec końców posiłkowałam się tymi dwiema: 1 i 2 (polskie też na pewno są).
Na początku wygląda to dość skomplikowanie, ale potem zaczyna robić się wszystko machinalnie i szalik powstaje w tempie błyskawicznym, a zabawy przy tym jest niemało :)




Szalik wyszedł cieplutki, ale duże oka nigdy się u mnie nie sprawdzały - non stop o coś haczyłam, przez co szal był zawsze pozaciągany. W końcu postanowiłam go spruć i powstał nieco inny... Ale ten na razie nie doczekał się zdjęć, więc o nim będzie kiedy indziej ;)
Podsumowując - polecam taki szalik, ale tylko tym, którzy wiedzą, że duże oka nie będą stanowić dla nich problemu ;)

Miłego wieczoru! :)

I've knitted this scarf on my hands! It was so much fun ;) 

czwartek, 19 lutego 2015

Kukurydziane placuszki

Kolejny semestr właśnie się rozpoczął, boleśnie sprowadzając mnie na ziemię. To moje ostatnie kilka miesięcy na tych studiach, a moja praca licencjacka jakoś wcale nie chce się pisać! Jest to dla mnie trochę przytłaczające, ale mam nadzieję, że nie sprawi, że zaniedbam blog :) Na pewno w świecie blogowym tak czy siak będę się poruszać, bo - jeszcze Wam tego nie zdradziłam - moja praca dotyczy właśnie blogów ;)

A na rozgrzewkę przed intensywnym semestrem proponuję dzisiaj placuszki kukurydziane - idealne na śniadanie!




Składniki:
  • 1-2 jajka
  • parę łyżek mąki kukurydzianej
  • 1 płaska łyżka mąki gryczanej (opcjonalnie ;))
  • szczypta soli
  • cukier, jeśli macie ochotę - u mnie łyżeczka cukru brązowego
  • nieco tłuszczu do smażenia
Mieszamy ze sobą mąki, sól, cukier i żółtko. W osobnej miseczce rozbijamy białko tak, żeby zaczęło się pienić, dodajemy do suchych składników, mieszamy. 
Proporcje w dużej mierze zależą od indywidualnych upodobań - im więcej mąki, tym ciasto gęstsze i placuszki bardziej zbite. A jeśli chcecie rozrzedzić ciasto, możecie dolać nieco mleka. 
Smażymy na patelni z obu stron do zarumienienia (około łyżka ciasta na jeden placuszek).
Zjadamy z owocami, orzechami, twarożkiem - lub innymi dodatkami :)

Smacznego! ♥

Po więcej przepisów z moją ukochaną mąką kukurydzianą zapraszam tutaj ;)



These cute little pancakes from cornflour are perfect for breakfast! 

poniedziałek, 16 lutego 2015

Zimowa spódnica black&white

Wygląda na to, że zima powoli nas opuszcza... Słońca coraz więcej, temperatura coraz wyższa, częściej słychać ptasie gadanie - to oznacza, że idzie wiosna! To zdecydowanie moja ulubiona pora roku :) (niech tylko zniknie błoto pośniegowe...)

Rzutem na taśmę więc będzie dzisiejszy post o spódnicy... na zimę właśnie ;)

Jej historia zaczyna się niewinnie, bo zamiarem kupienia kawałka materiału na zupełnie inny cel. Ale gdy zobaczyłam ten wzór, poczułam nagłą potrzebę posiadania takiej właśnie spódnicy!
Potem zaczęło się szycie... A właściwie najpierw rysowanie, bo przyjęłam sobie za punkt honoru uszyć tę spódnicę najlepiej jak potrafię, więc w ruch poszedł metr krawiecki i mydełko. Rysowania było niemało, ale miałam małą pomoc w postaci starej spódnicy, na której się wzorowałam.
Gdy do akcji wkroczyła maszyna, szło jakby szybciej, ale wciąż do bólu starannie. Na sam koniec okazało się... że nie mam jak wszyć zamka! Cóż robić? Wykończenie spódnicy musiałam zostawić krawcowej, ale przynajmniej byłam o nią spokojna :)

Efekt prezentuje się następująco:
(robienie sobie zdjęć wcale nie jest łatwe, więc tylko dwa nadają się do pokazania)






Moje mierzenie okazało się jednak niedostatecznie dokładne, więc tu i ówdzie będę musiała ją jeszcze zwęzić.
Spódnica jest ciepła, z podszewką, więc niestety w tę zimę nie pochodziłam sobie zbyt wiele ;) Ale na następną będzie jak znalazł :)

Co Wy na to? Jak Wam się podoba materiał? :) :)

Today I'm showing a skirt I've sewn for myself because I've fallen in love with the fabric :)

sobota, 14 lutego 2015

Walentynkowa wykreślanka

Halooo :) Witajcie w ten cudowny dzień, pełen miłości, a dzięki pogodzie - również pełen słońca! :)
Mam nadzieję, że nie ważne, jaki jest Wasz stan cywilny (;)) spędzicie dzień wspaniale :)

Dzisiaj przedstawiam naprawdę szybki i całkiem oryginalny sposób na zapakowanie prezentu - niekoniecznie walentynkowego :)

Jeśli podarunek nie jest duży wystarczy: kartka papieru w formacie A4, drukarka, taśma i ewentualnie wstążka. A jeżeli prezent jest nieco większych gabarytów, dobrze jest skontaktować się z jakąś pobliską drukarnią, żeby wydrukować wykreślankę na kartce A3 albo nawet A2 ;)
W programie do edycji tekstu tworzymy tabelę, którą rozciągamy na całą wielkość kartki. W przypadku kartki A4 doradzam 21 kolumn i 30 wierszy - wtedy każda krateczka będzie miała około 1 cm. W dowolnych miejscach wpisujemy nasze hasła, a całą resztę uzupełniamy przypadkowymi literami. Potem w opcjach tabeli zmieniamy jej kolor na biały i zostają nam same litery :) Drukujemy, pakujemy prezent, owijamy wstążką - i już! :)
Pamiętajmy tylko o czymś do pisania, żeby druga połówka miała czym zakreślać odnalezione słowa ;)





Miłego dnia! ♥



This cute way of wrapping gifts is perfect for Valentine's Day! :)

środa, 11 lutego 2015

Z szyi na nadgarstek

Jak wielu, lubię starym przedmiotom dawać nowe życie i potem cieszyć się, że tak niewiele potrzeba, by stworzyć coś oryginalnego :)
Tak było ze starym naszyjnikiem znalezionym w szufladzie mojej Mamy. Dawno temu się zepsuł i jakoś nie po drodze było go naprawiać... Aż w końcu trafił w moje ręce :) Ponieważ nie jestem ogromną fanką błyskotek na szyi, zrobiłam z niego bransoletkę.



Naprawiłam, co było trzeba, dołożyłam łańcuszek, zapięcie... i gotowe! :) Nawijana kilka razy na nadgarstek bransoletka, która na dobrą sprawę może posłużyć też jako naszyjnik ;)
Co Wy na to? Lepiej na szyi czy ręce? ;)




PS. Dowiedziałam się, jak fachowo nazywają się goferki / naleśniki / prażynki* (*niepotrzebne skreślić) z poprzedniego postu! To rozetki skandynawskie :)

I've made this cute bracelet from my mum's old necklace :)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Smaki dzieciństwa

Uf, wreszcie po sesji! Wyniki z dzisiejszego egzaminu dopiero w czwartek, ale mam nadzieję, że jakoś go zdałam :)
Teraz mam ochotę jedynie na błogie lenistwo, trochę filmów, książek, spotkań z przyjaciółmi... I niestety wypluwanie płuc, bo od paru dni choruję i czuję się naprawdę kiepsko :(

Na poprawę humoru oraz na ukoronowanie sesji - powrót do smaków dzieciństwa!

Każdy z nas pamięta chwile, kiedy jako pięcio-, sześciolatkowie biegaliśmy po kuchni, gdy mama przygotowywała swój specjał, na który już nie mogliśmy się doczekać... Jedne z najlepszych wspomnień! :)
Moje dotyczą "foremek na drucie" - jak je nazywam z racji braku fachowej nazwy na nie (a może Wy taką macie? podzielcie się koniecznie!). Przypominają foremki do wykrawanie ciastek, ale brzegi połączone są także na przełaj - przez środek, tworząc fantazyjne wzory. To wszystko przymocowane jest do metalowego drutu.
I o nich właśnie przypomniałam sobie całkiem niedawno. Od razu przeszłam do czynów i odnalazłam foremki na dnie szuflady. Chwilę później już tworzyły się pierwsze arcydzieła...



Aby stworzyć mamine cuda należy przygotować ciasto naleśnikowe, nieco gęstsze niż zwykle. Ja korzystam z ostatnio mojego ulubionego przepisu na naleśniki, którym dzieliłam się już tutaj.
W garnuszku rozgrzewamy sporą ilość oleju, a gdy jest gorący, na chwilę zamaczamy w nim czystą foremkę (żeby ciasto lepiej potem od niej odchodziło). Następnie foremka ląduje w cieście - nie wolno jej jednak zanurzyć całej. A potem z powrotem do oleju i czekamy aż ciasto przybierze złoty kolor :)

W ten sposób powstają naleśniki przypominające goferki :) Można jeść same, z cukrem pudrem, powidłami, serkiem homogenizowanym, owocami... Ilość możliwości jest praktycznie nieskończona, a każda rewelacyjna!

Macie jakieś swoje kulinarne wspomnienia z dzieciństwa? A może trzymacie w szufladach jakieś zapomniane niezwykłe kuchenne narzędzia? ;)

This cute scandinavian rosettes were one of my favourite dishes which I loved when I was a child. 
Do you have any kitchen memories from your childhood? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...